Marcin
Koza 512
ur. 16.07.1975 r.

To był słoneczny poranek 6 października, kiedy życie naszej rodziny zadrżało w posadach. Wyjeżdżając do pracy, jak zwykle pocałowałam na pożegnanie mojego męża. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że całuję go tuż przed serią tragicznych wydarzeń.  Zdążyłam tylko dojechać do pracy, a dźwięk telefonu rozerwał ciszę. Kiedy w słuchawce usłyszałam głos mojego męża, wiedziałam, że stało się coś złego. Mój Marcin, którego widziałam 15 minut wcześniej, mówił niezrozumiale. Bełkotał. Zdołałam tylko zrozumieć, że drętwieje mu ciało i kręci mu się w głowie. Wiedziałam, że to może był udar. Zaczęło się odliczanie czasu...

Jadąc do domu, zadzwoniłam pod numer alarmowy i do syna. Kiedy przyjechałam do domu, mojego męża zabierali do szpitala. Wstępna diagnoza brzmiała jak wyrok - udar niedokrwienny mózgu. Potem wszystko działo się jak w filmie: karetka, szpital, płacz i słowa lekarza, które mnie załamały. "Nie wiadomo, czy Pani mąż przeżyje, musicie być przygotowani na najgorsze. Decydujące będą kolejne 3 doby". Wraz z moją rodziną, dziewięcioletnią Karinką oraz o rok starszą Ewelinką i dwójką starszych dzieci oczekiwaliśmy na kolejne wiadomości o stanie zdrowia Marcina. Najgorsze było to, że nie mogłam być przy nim. W związku z panującą epidemią Covid-19, wszystkie odwiedziny zostały wstrzymane. 

W przypadku udaru kluczowe jest błyskawiczne działanie i jak najszybsze podanie leku rozrzedzającego krew, by usunąć skrzep, który zablokował tętnice. Przytomny, bez kontaktu, nieustannie na granicy… Mogliśmy tylko czekać i modlić się, by z nami został. Ta bezradność była najgorsza. A on przecież miał dla kogo żyć! Rokowania dodatkowo pogarszał fakt, że Marcin jest obciążony innymi chorobami układu krążenia. 6 lat temu przeszedł zawał serca, dodatkowo choruje na zespół wazowagalny oraz dystrofię miotoniczną typu drugiego, na którą w Polsce choruje tylko kilka osób! Przez pierwsze trzy dni mój mąż był jak roślina. Nie mógł się poruszać, nie mógł nic powiedzieć. O rehabilitacji nie było mowy, z powodu pandemii wszystko zostało zawieszone. Nie chciałam się z tym pogodzić, nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że Marcin nie będzie miał szansy na normalne życie! A wiadomo, że rehabilitację należy zacząć od razu. Zaczęłam szukać pomocy. W Internecie natrafiłam na prywatny ośrodek rehabilitacyjny. Na szczęście działał i przyjmował pacjentów! To mogła być szansa dla mojego męża! Jednak cena każdego dnia rehabilitacji była porażająca. Mimo to, Marcin został przewieziony prawie natychmiast po wyjściu ze szpitala. Po każdym dniu rehabilitacji byliśmy szczęśliwi ale i potwornie zmęczeni fizycznie i psychicznie. Mój mąż dał się poznać jako pacjent, który ma ogromną wolę walki o siebie. Po strasznie trudnych chwilach nasza rodzina zobaczyła wreszcie światełko w tunelu. Z każdym dniem widzieliśmy, że pojawiają się postępy. Mój mąż wracał! 

Dzisiaj Marcin ma 45 lat, dopiero 45… Ciężko mu, że nie może wrócić do pracy, dodatkowo jest zupełnie ode mnie zależny fizycznie i finansowo, a to on zawsze chciał być naszą podporą. Jednak oszczędności naszej rodziny topnieją w zastraszającym tempie. Potrzebujemy dodatkowego wsparcia finansowego, żeby Marcin miał szansę na normalne życie i wysiłki włożone do tej pory nie poszły na marne. Potrzebna jest długa i intensywna rehabilitacja, na którą nas nie stać.

Prosimy zatem ludzi dobrego serca o pomoc, by mój mąż i ojciec naszych dzieci mógł wrócić do pełnej sprawności i jak dawniej, być naszą podporą. W imieniu własnym i dzieci serdecznie dziękujemy za każdą pomoc.

Możesz wesprzeć Marcina wpłacając darowiznę lub przekazując 1,5% podatku ???? 

  

WPŁAĆ DAROWIZNĘ:

  • TYTUŁ PRZELEWU: "Marcin Koza 512"
  • ODBIORCA: Opolskie Stowarzyszenie Rehabilitacji, ul. Samborska 15, 45-316 Opole
  • NR KONTA: Plusbank 34 1680 1235 0000 3000 1461 2426 (nr SWIFT: IVSE PL PP)

 PAYU_LOGO-6.png   

  

PRZEKAŻ 1,5% PODATKU:

  • KRS 0000273196
  • CEL SZCZEGÓŁOWY: "Marcin Koza 512" 

  

DZIĘKUJEMY ZA WSPARCIE!